Mówi się, że całe nasze życie to pogoń za strzałami dopaminy.
Twoje dziecko nie jest wyjątkiem.
Ten neuroprzekaźnik aktywuje sygnał nagrody, tym samym wpływa na zachowanie i wybory (także żywieniowe) dziecka.
Jak?
Mózg człowieka nieustannie szuka przyjemności i ucieka od bólu. W tym celu monitoruje za pomocą zmysłów otoczenie- i jeżeli pojawi się szansa na przyjemność- daje sygnał do działania.
Ewolucyjnie to miało wielki sens- o jedzenie było trudno więc jeżeli człowiek coś znalazł, co się nadawało do zjedzenie to ważne, żeby dopamina zmotywowała, żeby wstał, może trochę się namęczył i dostarczył jedzenie swojemu organizmowi. I przeżył.
Niestety ten system nie sprawdza się w aktualnym świecie.
Teraz przyjemności są na wyciągnięcie ręki lub przesunięcie kciuka.
Wystarczy otworzyć lodówkę, szafkę i pach! Mózg dziecka jest szczęśliwy.
I tu pojawiają się dwa problemy.
Jeden pewnie widzisz- Twoje dziecko zwiększa wagę.
Drugi jest niewidoczny.
Mózg uczy się bardzo szybko. Jeżeli zauważy jakieś zachowanie, które aktywuje system nagrody (dopamina)- to będzie chciał je powtarzać.
Te zachowanie zapisuje się w podświadomości, w sieci połączeń nerwowych.
Im częściej jakieś zachowanie jest powtarzane, tym silniejsze połączenie. I tym bardziej automatyczne (czyli poza świadomą kontrolą).
To trochę jak koleiny w drodze. Jeżeli od czasu do czasu przejedzie jakiś samochód to koleiny nie są głębokie i kolejny samochód może jechać w nich lub zboczyć.
Ale jeżeli koleiny są głębokie to bardzo trudno jest w nich nie jechać.
Powstawanie nawyków zaczyna się od pojawienia się wyzwalacza, może być to bodziec zewnętrzny (zapach, widok czegoś), ale także wewnętrzny (myślenie o czymś). Następnie pojawia się pragnienie, czyli dziecko czuje, że chce zobaczyć co tam jest w szafce. Potem następuje działanie– dziecko je batonik. I w końcu pojawia się nagroda– czyli smak batonika albo zniknięcie nudy, poczucie szczęścia.
Po jakimś czasie powtarzania mózg łączy wyzwalacz z nagrodą. I działa na automacie, nie jest mu już potrzebna świadoma kontrola. Nudzę się- jem batonik. Jest mi smutno- jem batonik.
Wszytko w ciągłym poszukiwaniu strzałów dopaminy.
Ciągła możliwość dostarczania sobie tych strzałów w środowisku, w którym żyją nasze dzieci przypomina mi pewien eksperyment sprzed wielu lat (dość brutalny, jak to było z większością eksperymentów w tamtym czasie).
Szczury miały możliwość naciskania klapki w wyniku czego pobudzany był ich ośrodek nagrody i doznawały przyjemności. Okazało się, że robiły to tak często, że z wycieńczenia zdychały.
Przekąski, słodycze, seriale na Netflixie, skrolowanie telefonu, gry, dostawanie lajków w mediach społecznościowych- to wszystko wpływa na system dopaminowy dziecka.
Najczęściej są to bardzo głębokie koleiny, z których trudno wyjść.
Ale jest to możliwe.
Tylko- tego nie da się osiągnąć przez wymaganie od dziecka, żeby „się kontrolowało”. A już na pewno nie przez jakiś gotowy jadłospis.
Kontrola, siła woli „znajdują się” w wyższych partiach mózgu. W tych, których Twoje dziecko nie ma jeszcze w pełni rozwiniętych. Mało tego- u dorosłych te wyższe partie są odpowiedzialne za około 5% decyzji.
95% to automat, sterowany przez niższe struktury mózgu, procesy podświadome, nawyki- właśnie te koleiny w drodze. W dużej mierze stworzone przez system dopaminowy.
Dlatego tak ważne jest ustabilizowanie i unormowanie poziomu dopaminy u dziecka.
I tutaj znowu bardzo pięknie łączy się dietetyka z psychologią.
Z jednej strony bowiem receptory dopaminowe muszą mieć odpowiednią wrażliwość, a więc poprzez dietę trzeba zapewnić właściwą ilość aminokwasów do odbudowywania zapasów dopaminy oraz witamin uczestniczących w jej produkcji.
Z psychologicznej zaś strony trzeba stworzyć takie środowisko, które nie powoduje jej ciągłych skoków i spadków, zmienić nawyki. Czyli stworzyć nowe koleiny.
Czego Wam życzę.